niedziela, 15 września 2013

Zakazany owoc smakuje mi najbardziej - o ziołolecznictwie w kontekście regulacji prawnych

Od kilku lat dociera do mnie co jakiś czas informacja o tym, że Unia Europejska przymierza się do "zakazania ziołolecznictwa". Podobnie jest właśnie teraz. W myśl tego, co donoszą "źródła internetowe" w ten weekend ma wejść ustawa, która będzie przeszkodą w obrocie handlowym ziołami. Myślę jednak, że nikt nie jest w stanie zakazać korzystania z ziołowych specyfików, które rosną sobie beztrosko, choćby na najbliższej łące. Tymczasem zainteresowanie ziołolecznictwem jest coraz większe. Przygotowywanie ustaw, które mają godzić w tą dziedzinę, może nico osłabić dystrybucję ziół, ale na pewno nie sprawi, że zapomnimy o ziołowych naparach.

Człowiek jest częścią przyrody, a nie jej panem i władcą. Co dzień zjadamy w formie pokarmu ogromną rozmaitość unikalnych substancji z kosmosu, który nas otacza. Oczywiście możemy pokusić się o próbę zmierzenia tego, co trafia w nasze trzewia. Od wielu dekad jest to przymiotem choćby analitycznej dietetyki. Mamy normy na witaminy, minerały, których taka, a nie inna zawartość w racji pokarmowej, ma być szczególnie korzystna dla utrzymania określonego poziomu naszej witalności.  Wszystko to jest ciekawe, fascynujące wręcz nawet.

Jednak przez dziesiątki tysięcy lat Homo sapiens, wyposażony w instynkt, intuicję oraz przekaz pokoleniowy, doskonale radził sobie w swoim środowisku bez precyzyjnych urządzeń analitycznych. Czyżby współczesny człowiek, żyjący coraz dalej od przyrody, z której trzewi się narodził, zapomniał, że jest to w ogóle możliwe? Tymczasem dziś spece od marketingu substancji czynnych o właściwościach lekarstw, chcą przygotować regulacje prawne, które mają nas zabezpieczyć przez toksycznością ziół, które od pokoleń z dobrymi skutkami zażywamy. To prawda, dobrze by było przebadać zioła, tak oby standardy tych badań odpowiadały restrykcjom, jakim poddawane są rutynowo farmaceutyki. Efekty takich badań były by bardzo ciekawe, zaiste. Bardzo by było miło mieć na opakowaniach ziół informację precyzyjną, choćby co do skutków ubocznych, właściwości itd. Pytanie tylko, kto za takie badania zapłaci, bo z pewnością nie ci, którzy mają możliwości finansowe. 

Myślę, że niezależnie od macek koncernów farmaceutycznych, które pod płaszczykiem precyzji i analitycznego myślenia, wywierają wpływ na kształt regulacji prawnych związanych z obrotem ziołami, możemy spokojnie pić sprawdzone, babcine herbatki. Jest to najtańsza dostępna forma leczenia, której koszty nie są porównywalne, do tego, co zwyczajowo oferuje służba zdrowia. Gdyby tym, którzy liczą pieniądze w jej budżecie, rzeczywiście zależało na naszym dobrostanie, system ten funkcjonowałby zupełnie inaczej. Zamiast leków chemicznych, moglibyśmy być leczeni ziołami, dokładnie przebadanymi, wyselekcjonowanymi itd. Może i nie stać nas na kosztowne badania kliniczne, ale mamy też bogactwo swojej historii i tradycji. Mamy swoją wiedzę ludową oraz tradycyjne systemy medyczne, w których fitoterapia jest podstawą leczenia. Warto dodać, że zioła są i były badane już na wiele sposobów. Dostępna jest obszerna na temat ich działania literatura. Niestety dane te często nie są wystarczające, aby móc zarejestrować określone zioła, jako substancje lecznicze. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, aby wykwalifikowany specjalista fitoterapii, mógł je odpowiedzialnie ordynować swoim pacjentom. Pytanie, skąd owi pacjenci je wezmą, gdy  te znikną z półek zielarni.

Wielebna służbo zdrowia, kochani lekarze, szanowni urzędnicy unijni! Zacznijcie wreszcie łatać swoje budżetowe dziury. Nauczcie się korzystać z najtańszych i najlepszych jednocześnie jakościowo środków leczniczych, które sprawdziły się doskonale funkcjonując przez setki lat w ramach tradycyjnych systemów medycznych. Czas wreszcie zająć się poważnie ich badaniami, a potem możecie wprowadzać swoje przepisy. 

Czy naprawdę potrzebujemy precyzyjnie określonej dawki substancji czynnej, przykładowo w naparze z dzikiego bzu czarnego, gdy jesteśmy przeziębieni? Myślę, że taka herbatka, z nieokreślonym dokładnie składem i odmierzoną "na oko" ilością, jest nadal dużo bardziej bezpieczna, niż pracetamol. Nie ma natomiast bezpiecznej, w sensie szkodliwości dla wątroby, dawki paracetamolu. Mamy na to badania naukowe.


Może jest to dobra okazja, aby zaprosić w tym miejscu na bezpłatne spotkanie dla zainteresowanych tematem kontaktu Człowieka z Ziemią i roślinami. Celem wykładu jest między innymi przedstawienie idei tworzenia Kręgów Zielarskich na terenie całego kraju. Kręgi owe w zamyśle będą służyć przywracaniu ziołowych tradycji, których odrodzenie i pielęgnowanie ma zostać zainicjowane w trakcie odbywających się w Polsce warsztatów. Zapraszam wszystkich sympatyków ziółek i fanów powrotu do źródeł, nie przeszkodzą nam najbardziej wycwanione unijne przepisy, bo jesteśmy wolnymi ludźmi.

Wykład zostanie poprowadzony przez Richarda McDonalda. Odbędzie się on w piątek 4 października o godz. 19stej w szkole jogi na ul. Jarochowskiego 8 w Poznaniu (Yoga Friends). Spotkanie to poprzedza warsztat zielarski, organizowany w weekend, w dniach 5-6 października.

Nasze łąki i lasy pełne są lekarstw, które (szczególnie w połączeniu z odpowiednią dietą), stanowić mogą alternatywę dla kosztownego leczenia farmakologicznego. Może i zioła nie posiadają badań klinicznych, ale mają tradycję bezpiecznego stosowania przez wieki. Są też najtańszą dostępną formą leczenia. Nauczmy się na powrót korzystać z tego dobrodziejstwa!