wtorek, 29 października 2013

Mikroflora jelitowa - zapomniany narząd

Wpływ bakterii probiotycznych na zdrowie człowieka jest wielowymiarowy i ciągle niedoceniany. Zamieszkujące nasze jelita drobnoustroje pełnią rozliczne funkcje, a prawidłowe działanie organizmu nie jest możliwe bez wsparcia ze strony tych mieszkańców pokarmowych zakamarków. Waga rezydujących w samym jelicie grubym bakterii szacowana jest na około 1,5 kg, natomiast ilość genów bakteryjnych lokatorów ponad 100-krotnie przewyższa wielkość genomu człowieka. Nieprzypadkowo ostatnimi laty odkrywamy, w jak bardzo ścisłej zależności jesteśmy z tymi jelitowymi pasażerami. Zamieszkujące wnętrza naszych jelit mikroorganizmy symbiotyczne z uzasadnionych przyczyn można określić mianem narządu będącego integralną częścią ludzkiego ustroju.

Dysbioza, czyli stan zaburzenia równowagi pomiędzy ilością korzystnych oraz niekorzystnych szczepów bakteryjnych, to podłoże prawie każdej choroby przewlekłej. Wykazano znaczenie mikroorganizmów probiotycznych dla poprawy profilu lipidowego, w łagodzeniu stanów zapalnych, w terapii chorób alergicznych oraz ich działanie przeciwnowotworowe (szczególnie w przypadku raka jelita grubego). Korzystne bakterie są nieodzowne w leczeniu wielu chorób jelit - takich jak nieswoiste zapalenia jelit
 (1), przy zaparciach, a także w terapii otyłości. Bardzo interesujący jest wpływ zaburzeń w składzie mikroflory jelitowej na rozwój coraz bardziej powszechnych chorób autoimmunologicznych. O znaczeniu terapeutycznym probiotyków można pisać obszerne rozprawy, niemniej dziś skupię się na tym, jak zadbać o ich obecność w naszym codziennym menu.

Źródłem korzystnych dla zdrowia drobnoustrojów mogą być z pewnością produkty fermentowane. Bakterie kwasu mlekowego, dzięki którym odbywa się proces fermentacji, zwiększają odporność na infekcje, poprawiają trawienie, usuwają substancje toksyczne dla organizmu (pochodzące choćby z nieprawidłowego żywienia). Zawartość powstającego podczas procesu kiszenia kwasu mlekowego korzystnie wpływa na pH w jelicie grubym, hamując rozwój bakterii gnilnych. Podobnie działa on na samą kiszonkę, pozwalając na wydłużenie trwałości takiej potrawy.




W procesie wzbogacania codziennej diety w korzystne szczepy mikroorganizmów bardzo przydatne są kiszonki z różnego rodzaju warzyw. W Polsce rozsławione są tutaj kiszone ogórki oraz kapusta. Jednak surowcem, na bazie którego można samodzielnie wyhodować żywe kultury przyjaznych dla naszego zdrowia bakterii, mogą być także inne warzywa (np: buraki, marchew, kalafior, biała rzodkiew, cebula, czosnek, papryka, fasolka szparagowa). Ciekawą i bardzo zdrową kiszonką jest z pewnością Kimchi  (czyt. kimczi) - azjatycka, wywodząca się z Korei potrawa na bazie kiszonych warzyw. W jej skład najczęściej wchodzą: kapusta pekińska, marchew, biała rzodkiew albo rzodkiewki, cebula, szczypiorek, czosnek oraz przyprawy: chili, imbir, a także sól. Danie cechuje się, obok obecności bakterii probiotycznych, także zasobnością witamin oraz niską kalorycznością. Na bazie kiszonej soi powstaje z kolei znane z orientalnej kuchni miso. Dla urozmaicenia probiotycznych dań, można ukisić czasem również owoce, choćby jabłka, gruszki, czy śliwki.

Mankamentem częstego spożywania kiszonek jest zawarta w nich sól, która może być szczególnie niekorzystna dla osób z nadciśnieniem. Jej obecność umożliwia szybki wzrost i aktywność bakteriom fermentacji mlekowej, ograniczając jednocześnie rozwój mikroflory niepożądanej, dlatego jest ona tradycyjnie dodawana w procesie spontanicznej fermentacji, jakim jest kiszenie. Ponieważ żywność dostępna w sklepach, czy różnych "jadłodajniach", bardzo często zawiera już zbyt duże jej ilości, warto zwrócić uwagę na sposoby eliminowania soli z diety. Myślę, że nie jest to problem dla osób, które nie używają zanadto tej przyprawy w swoim menu. Bazując na żywności nieprzetworzonej, przygotowywanej w zaciszu prywatnej kuchni, możemy zadbać o to, aby nie było takiego nadmiaru i spokojnie podjadać systematycznie kiszoną strawę.

Pisząc o fizjologicznej mikroflorze jelitowej, nie sposób nie wspomnieć o znaczeniu, jakie w jej kształtowaniu ma odpowiednia dieta. Musi być ona zasobna w pożywkę dla żyjących w naszych jelitach korzystnych bakterii, a taką jest błonnik pokarmowy. Jak wiadomo chyba wszystkim, ten ostatni znajduje się wyłącznie w produktach pochodzenia roślinnego. Dlatego nieprzetworzona dieta roślinna, to klucz do zdrowia naszych jelit, a pośrednio całego organizmu. Nie wszystkie jednak produkty roślinne są tutaj korzystne. Przykładem znamiennym jest obecny w największej ilości we współczesnych odmianach pszenicy gluten. Inne zboża glutenowe to żyto, jęczmień oraz najmniej problematyczny w tym kontekście owies. Temat nadwrażliwości na pszeniczny gluten oraz inne mogące wynikać z jego obecności w diecie problemy, opiszę nieco w jednym z moich kolejnych postów.


1) Nieswoiste zapalenia jelit to wrzodziejące zapalenie jelita grubego i choroba Leśniowskiego - Crohna







niedziela, 15 września 2013

Zakazany owoc smakuje mi najbardziej - o ziołolecznictwie w kontekście regulacji prawnych

Od kilku lat dociera do mnie co jakiś czas informacja o tym, że Unia Europejska przymierza się do "zakazania ziołolecznictwa". Podobnie jest właśnie teraz. W myśl tego, co donoszą "źródła internetowe" w ten weekend ma wejść ustawa, która będzie przeszkodą w obrocie handlowym ziołami. Myślę jednak, że nikt nie jest w stanie zakazać korzystania z ziołowych specyfików, które rosną sobie beztrosko, choćby na najbliższej łące. Tymczasem zainteresowanie ziołolecznictwem jest coraz większe. Przygotowywanie ustaw, które mają godzić w tą dziedzinę, może nico osłabić dystrybucję ziół, ale na pewno nie sprawi, że zapomnimy o ziołowych naparach.

Człowiek jest częścią przyrody, a nie jej panem i władcą. Co dzień zjadamy w formie pokarmu ogromną rozmaitość unikalnych substancji z kosmosu, który nas otacza. Oczywiście możemy pokusić się o próbę zmierzenia tego, co trafia w nasze trzewia. Od wielu dekad jest to przymiotem choćby analitycznej dietetyki. Mamy normy na witaminy, minerały, których taka, a nie inna zawartość w racji pokarmowej, ma być szczególnie korzystna dla utrzymania określonego poziomu naszej witalności.  Wszystko to jest ciekawe, fascynujące wręcz nawet.

Jednak przez dziesiątki tysięcy lat Homo sapiens, wyposażony w instynkt, intuicję oraz przekaz pokoleniowy, doskonale radził sobie w swoim środowisku bez precyzyjnych urządzeń analitycznych. Czyżby współczesny człowiek, żyjący coraz dalej od przyrody, z której trzewi się narodził, zapomniał, że jest to w ogóle możliwe? Tymczasem dziś spece od marketingu substancji czynnych o właściwościach lekarstw, chcą przygotować regulacje prawne, które mają nas zabezpieczyć przez toksycznością ziół, które od pokoleń z dobrymi skutkami zażywamy. To prawda, dobrze by było przebadać zioła, tak oby standardy tych badań odpowiadały restrykcjom, jakim poddawane są rutynowo farmaceutyki. Efekty takich badań były by bardzo ciekawe, zaiste. Bardzo by było miło mieć na opakowaniach ziół informację precyzyjną, choćby co do skutków ubocznych, właściwości itd. Pytanie tylko, kto za takie badania zapłaci, bo z pewnością nie ci, którzy mają możliwości finansowe. 

Myślę, że niezależnie od macek koncernów farmaceutycznych, które pod płaszczykiem precyzji i analitycznego myślenia, wywierają wpływ na kształt regulacji prawnych związanych z obrotem ziołami, możemy spokojnie pić sprawdzone, babcine herbatki. Jest to najtańsza dostępna forma leczenia, której koszty nie są porównywalne, do tego, co zwyczajowo oferuje służba zdrowia. Gdyby tym, którzy liczą pieniądze w jej budżecie, rzeczywiście zależało na naszym dobrostanie, system ten funkcjonowałby zupełnie inaczej. Zamiast leków chemicznych, moglibyśmy być leczeni ziołami, dokładnie przebadanymi, wyselekcjonowanymi itd. Może i nie stać nas na kosztowne badania kliniczne, ale mamy też bogactwo swojej historii i tradycji. Mamy swoją wiedzę ludową oraz tradycyjne systemy medyczne, w których fitoterapia jest podstawą leczenia. Warto dodać, że zioła są i były badane już na wiele sposobów. Dostępna jest obszerna na temat ich działania literatura. Niestety dane te często nie są wystarczające, aby móc zarejestrować określone zioła, jako substancje lecznicze. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, aby wykwalifikowany specjalista fitoterapii, mógł je odpowiedzialnie ordynować swoim pacjentom. Pytanie, skąd owi pacjenci je wezmą, gdy  te znikną z półek zielarni.

Wielebna służbo zdrowia, kochani lekarze, szanowni urzędnicy unijni! Zacznijcie wreszcie łatać swoje budżetowe dziury. Nauczcie się korzystać z najtańszych i najlepszych jednocześnie jakościowo środków leczniczych, które sprawdziły się doskonale funkcjonując przez setki lat w ramach tradycyjnych systemów medycznych. Czas wreszcie zająć się poważnie ich badaniami, a potem możecie wprowadzać swoje przepisy. 

Czy naprawdę potrzebujemy precyzyjnie określonej dawki substancji czynnej, przykładowo w naparze z dzikiego bzu czarnego, gdy jesteśmy przeziębieni? Myślę, że taka herbatka, z nieokreślonym dokładnie składem i odmierzoną "na oko" ilością, jest nadal dużo bardziej bezpieczna, niż pracetamol. Nie ma natomiast bezpiecznej, w sensie szkodliwości dla wątroby, dawki paracetamolu. Mamy na to badania naukowe.


Może jest to dobra okazja, aby zaprosić w tym miejscu na bezpłatne spotkanie dla zainteresowanych tematem kontaktu Człowieka z Ziemią i roślinami. Celem wykładu jest między innymi przedstawienie idei tworzenia Kręgów Zielarskich na terenie całego kraju. Kręgi owe w zamyśle będą służyć przywracaniu ziołowych tradycji, których odrodzenie i pielęgnowanie ma zostać zainicjowane w trakcie odbywających się w Polsce warsztatów. Zapraszam wszystkich sympatyków ziółek i fanów powrotu do źródeł, nie przeszkodzą nam najbardziej wycwanione unijne przepisy, bo jesteśmy wolnymi ludźmi.

Wykład zostanie poprowadzony przez Richarda McDonalda. Odbędzie się on w piątek 4 października o godz. 19stej w szkole jogi na ul. Jarochowskiego 8 w Poznaniu (Yoga Friends). Spotkanie to poprzedza warsztat zielarski, organizowany w weekend, w dniach 5-6 października.

Nasze łąki i lasy pełne są lekarstw, które (szczególnie w połączeniu z odpowiednią dietą), stanowić mogą alternatywę dla kosztownego leczenia farmakologicznego. Może i zioła nie posiadają badań klinicznych, ale mają tradycję bezpiecznego stosowania przez wieki. Są też najtańszą dostępną formą leczenia. Nauczmy się na powrót korzystać z tego dobrodziejstwa!

piątek, 30 sierpnia 2013

Poczuj smak otwartych przestrzeni


Dziś będę zachęcać do trudnej dla krótkowidzów, zaprzątniętych najczęściej swoją zamkniętą w murach rozmaitych aktywnością, zmiany nawyków. Jeśli droga jest Tobie czytelniku zdolność przenikliwego i ostrego postrzegania tego co daleko, wyjdź ze swojej klatki na otwarte przestrzenie!

Jedną z przyczyn rozwijania się krótkowzroczności, jest patrzenie na krótkie odległości. Dlatego, aby zadbać o zdolności refrakcyjne naszych oczu, warto spędzać czas poza ścianami ograniczającymi dosłownie zasięg naszego widzenia. Szczególnie dobrze działa tutaj przebywanie w otoczeniu zieleni oraz świeżego powietrza. Zielony kolor ma kojące dla naszych oczu działanie.

Skrajnym skróceniem dystansów, na które patrzymy, jest oczywiście praca przy komputerze oraz czytanie. Nie tylko skracamy wówczas odległość, ale i unieruchamiamy wzrok, skupiając się go na małej płaszczyźnie (czasem nawet punkcie). Dodatkowym problemem, jaki pojawia w przypadku komputera, jest emitowanie szkodliwego dla oczu promieniowania.

Powyższe informacje mogą się wydawać oczywiste, potwierdzają je także aktualne wyniki badań naukowych. Wykazano związek pomiędzy ilością aktywności poza domem ("outdoor activity") a rozwojem krótkowzroczności. Zweryfikowano także kwestię, czy może to być spowodowanie większym stężeniem witaminy D w surowicy krwi, na skutek wystawienia na działanie promieni słonecznych. Okazuje się, że do błędów refrakcji bardziej przyczynia się brak spędzania czasu poza zamkniętymi przestrzeniami, niż niedobory po stronie tej witaminy.

Jak poradzić sobie ma z tą informacją uzależniony w swojej aktywności zawodowej od spędzania czasu przy komputerze (albo czytania i pisania) krótkowidz? Jeśli nie stać nas na zbawienną dla naszych oczu rekreację, z pewnością możemy im nieco pomóc spoglądając w trakcie pracy na jak najbardziej oddalone przedmioty. Takie znajdują się za naszym oknem. Im dalej możemy spojrzeć, tym lepiej dla przemęczonych oczu. Tam właśnie teraz spoglądam, nasłuchując szumu skąpanych w wakacyjnym słońcu zielonych liści drzew. Takiego widoku w centrum miasta i Wam życzę :)

czwartek, 27 czerwca 2013

Rzut oka na ludzką strawę w ujęciu planetarnym :)

Egzystowanie bez korzystania z pożywienia, a nawet wody, to ciągle przywilej ludzi nie z tego świata. Nie jest to jednak nazbyt egzotyczny styl życia, aby nie można go było praktykować w samym sercu Wielkopolski. Przykładem świeci nam tutaj choćby znany ze swego pranicznego restaurowania się Joachim Verdin. Mimo zachęcającej perspektywy, nie wszystkim jest dane, by samym światłem się nasycać. Są i tacy, którym eksperymenty z niejedzeniem się nie powiodły. Sama jak dotąd nie miałam okazji oddawać się tego typu praktykom, ale z racji swej żywieniowej profesji, ciekawa jestem oczywiście takich rewelacji. 

Wracając do śmiałków, którym jednak nie udało się poprzekręcać śrubek w swej cielesnej machnie na tryb perpetum mobile (1), warto uświadomić sobie fakt, że wcale nie tak łatwo jedzeniowego balastu się nam pozbyć. Brak przyjmowania pokarmu, to narażenie się na ryzyko, że ziemskie Yin podąży do Ziemi, a niebiańskie Yang wróci, skąd przyszło. Zanim jednak nieuchronna Śmierć nas przygarnie w swe objęcia z jakichkolwiek powodów, możemy dzień po dniu podtrzymywać iskrę życia, zasilając się paliwem biologicznym, jakie Ziemia rodzi ze swojej miłości do Słońca. Jej owoce, to my i inne żyjątka, mniej lub bardziej świadome swej ziemskiej obecności.



I tak prozaiczny fakt codziennego jedzenia, urasta do rangi podstawowo-egzystencjelnej. Jeśli nie potrafimy wznieść się ponad standardy swojej przeciętnej biologiczności, dzień po dniu musimy się jadłem raczyć. Jedzenie, jako stransformowana na drodze fotosyntezy roślinnej energia świetlna, zasila nasze akumulatory - chcemy tego, czy nie. Warto zatem czemuś o tak podstawowym znaczeniu poświęć nieco uwagi, zważywszy choćby na konsekwencje przyjmowania biologicznego paliwa kiepskiej jakości dla naszego dobrostanu i życia w ogóle. 

Większość przewlekłych chorób ma u swojej podstawy "wykolejenie żywieniowe" z ewolucyjnych torów, jakie naturalnym porządkiem rzeczy, ongiś były domeną ludzkich społeczności. Pisząc o wykolejeniu, mam na myśli choćby przemysł spożywczy, który często dzieli, to co jest kompletną całością, na wprowadzające organiczną dysharmonię w ludzkie ciało, rafinowane części. Nie zawsze warto uzależniać się od farmakologii, jaką proponuje nam przeciętne lekarskie grono, które nie miało czasu zagłębiać się na swoich przeładowanych studiach, w arkana dietetyczne. Bez zastosowania prywatnej rewolucji żywieniowej, nie rozwiążemy pewnych przewlekłych problemów zdrowotnych, niepotrzebnie nękających większość społeczeństwa tzw. rozwiniętych krajów. Lista takich bolączek jest długa. Aby unaocznić nieco sprawę, nadmienię tylko, że główny "zabójca" współczesnego cywilizowanego świata, to dietozależne choroby układu krążenia - przyczyna połowy zejść ze sceny ziemskiego teatru życia (2)

Gdyby na szerszą skalę  zaczęto praktykować nawyki kulinarne polegające na przygotowaniu posiłków w domowych zaciszach, z pewnością miałoby to poważne konsekwencje dla dobrze prosperujących przemysłów spożywczych, a może i farmaceutycznych. Wspólne warzenie strawy daje szansę na powrót do mitycznego domowego ogniska, wokół którego zgromadzić się może więcej głodnych i spragnionych. Poczucie bliskości i dobre zdrowe jedzenie przygotowane z dala od przemysłowej taśmy produkcyjnej, to także lekarstwo na nasze powszechnie łamane (zawałami choćby) serca. Wspólne pożywianie się buduje więź, tworzy formy jedności między ludźmi, które wydają mi się być namiastką światła, jakim żywią się wspomniani na początku tubylcy "nie z tego świata". Wszyscy potrzebujemy takiego niematerialnego pokarmu, aby nasze ciała były zdrowe i miały się dobrze.


1) Perpetuum mobile (z łać. wiecznie ruchome) – hipotetyczna maszyna, której zasada działania, wbrew znanym prawom    fizyki, umożliwiałaby jej pracę w nieskończoność.
2) W skali globalnej choroby układu krążenia prowadzą do 1/3 liczby zgonów. Odmienne statystyki prezentują kraje rozwinięte tzw. cywilizowanego świata, gdzie śmiertelność z powodu tego rodzaju chorób jest znacznie wyższa.

wtorek, 28 maja 2013

Jeśli zanadto gorąca krew w twych żyłach płynie..

Wszyscy znają dobrze kiszone ogórki, dziś jednak o kiszeniu nieco mniej popularnym. O tym jak powstaje lekarstwo na różne krwi naszej przypadłości, przeczytacie w dzisiejszym poście.

Jak przygotować domowy zakwas buraczany

Pokrojone w plastry buraki (np. dwa - ok. pół kilograma) zalewamy w dużym słoju, albo garnku przegotowaną wodą, tak żeby wszystkie były przykryte. Dodajemy jeden lub dwa ząbki czosnku, odrobinę soli oraz pół kromki razowego chleba (może być żytni na zakwasie). Można dorzucić trochę kopru ogrodowego, listek laurowy, albo ziarnko pieprzu dla smaku. Naczynie należy przykryć gazą i odstawić na kilka dni w ciepłe miejsce. Po upływie trzech dób, wyjmujemy chleb. Buraki możemy kisić przez kolejne 2-3 dni. Ukiszony barszcz wstawiamy do lodówki, gdzie możemy go przechowywać jeszcze przez tydzień. Warto dodać, że jeśli zużywamy zakwas, buraki powinny być nadal przykryte cieczą. W innym wypadku może pojawić się na nich pleśń, nawet podczas przechowywania w lodówce.
 

Buraczany zakwas warto pić w sytuacji gorąca krwi oraz przy jej niedoborze. Te dwa stany są ze sobą często powiązane. Kiedy występuje niedobór krwi, mała jej ilość prowadzi do stanu gorąca. Lekarstwem w tej sytuacji będzie na pewno zakwas przygotowany na bazie czerwonych buraków. Z jednej strony odżywia on krew i jest dobrym remedium na anemię, także z "akademickiego" punktu widzenia. Żelazo obecne w burakach jest tutaj dobrze przyswajalne z uwagi na obecność kwasów organicznych. Z drugiej strony natura termiczna buraków powoduje ochłodzenie gorąca obecnego w krwi. 

Niewtajemniczonym w "arkana chińskie" wyjaśniam, że głęboki stan niedoboru krwi objawia się jako anemia. Gorąco krwi z kolei daje symptomy takie jak wysypki i wypryski skórne, pragnienie, czy szkarłatny kolor języka. Taki stan krwi może być także przyczyną krwawień (np. z dziąseł), a wypływająca wówczas krew ma jasny, czerwony kolor.

Zakwas buraczany można spożywać jako napój. Można wymieszać go z ciepłą wodą i w takiej temperaturze wypić, szczególnie w sytuacji gdy jesteśmy zmarzlakami. Do takich należą często osoby z niedoborem krwi. Innym sposobem wykorzystania surowca jest oczywiście ugotowanie barszczyku. Buraki wrzucamy do garnka, żeby się pogotowały w strawie. Natomiast zakwas możemy dolać na sam koniec, co by nie stracić jego cennych, żywych kultur bakteryjnych. 









czwartek, 25 kwietnia 2013

Jak okiełznać czkawkę smakiem

Odkryłam jakiś czas temu bardzo skuteczny, natychmiastowo działający sposób na czkawkę. Wystarczy spożyć odrobinę soku z cytryny i przypadłość owa znika, jak za dotknięciem magicznej różdżki :) Ciekawych, jaki może być mechanizm działania takiej metody, zapraszam do lektury.

Smak ziół, czy pokarmów w medycynie chińskiej odgrywa bardzo istotną rolę. Rozróżniamy tutaj pięć ich rodzajów: kwaśny, gorzki, słodki, ostry oraz słony. Każdy z nich przyporządkowany jest do innej przemiany w systemie Pięciu Elementów (1). Smak powoduje określony ruch energii w ciele, co wykorzystuje się w terapii żywieniowej oraz ziołolecznictwie. Dziś postaram się na przykładzie czkawki wyjaśnić, jak wiedzę na temat działania smaku kwaśnego, można wykorzystać w praktyce.




Czkawka, to w ujęciu medycyny chińskiej zbuntowane Qi żołądka. Kierunek fizjologicznego ruchu energii w tym narządzie "w dół", zostaje tutaj odwrócony w przeciwną stronę. Aby zawrócić falę zbuntowanego Oi, można zastosować smak kwaśny - wystarczy odrobina soku z cytryny. Dzieje się tak dlatego, że smak kwaśny ma charakter ściągający. Kieruje energię w dół i do środka, co bardzo przydaje się w przypadku czkawki właśnie. Można zastosować tutaj również smak gorzki, który zgodnie z wiedzą o działaniu smaków,  mógłby być nawet bardziej wskazany. Jednak nie jest to tak proste, jak spożycie połowy łyżeczki soku z cytryny, albo kwaśnej witaminki C (nie syntetycznej). Moja czkawka po cytrynce znika bezszelestnie i tym doświadczeniem dzielę się dzisiaj z Wami.

1) Prawo Pięciu Przemian (inaczej Pięciu Elementów), to jedna z podstawowych teorii, na których opiera się medycyna chińska. Do każdej przemiany przyporządkować można zjawiska przyrody, emocje, a także smaki oraz narządy ludzkiego ciała.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Toniki "krwi wątroby", czyli jak odżywiać oczy, aby dobrze widziały

W ujęciu medycyny chińskiej, wiele problemów ze wzrokiem wynika z niedoboru krwi wątroby (1). Dlatego każdy krótkowidz powinien troszczyć się o jej kondycję. Dziś postaram się podać parę prostych wskazówek, jak sobie radzić z takimi niedoborami, albo co też spożywać, aby do nich nie doszło. 

Piszę ten tekst, kończąc jeść barszczyk, taki na buraczanym zakwasie domowej produkcji, z kiełkami fasoli mung, brokułami, zagęszczony kaszą jęczmienną... Zupę przyprawić według uznania, byle nie za ostro! Nadmiar takiego smaku (w duecie ze smakiem gorzkim) osusza krew.. Na koniec danie najlepiej polać łyżką oleju lnianego i posypać pietruszką. Dobrze prezentują się też pływające na talerzu prażone pestki dyni. Jeśli ktoś nie wie, jak ukisić swój barszcz, może zajrzeć na mojego bloga za jakiś czas po wskazówki. Na deser będzie jajko gotowane na miękko. Żółtko "nie ścięte" temperaturą jest łatwiej strawne i w takiej formie najlepiej jest je spożywać.


Nie jest to blog kulinarny. Opisuję tylko nieco swoje danie, jedzone w trosce o ciągle jeszcze krótkowidzące oczy. Zanim zabierzemy się do ćwiczeń, warto odżywić dobrze wątrobę i jej krew. O technikach pracy z mięśniami oczu będę pisać za jakiś czas. Dziś budujemy organiczno-materialną bazę w terapii krótko-widzenia.

Do toników krwi, oprócz żółtka, czy kiszonych buraków, należy także spirulina (którą piłam dziś jako "poranny eliksir" ;) i inne pokarmy o dużej zawartości chlorofilu. Przydatne są także ciemne winogrona, czarne jagody, jeżyny. Warto jeść owoce koloru czerwonego, takie jak jagody goji (kolcowój), maliny, czereśnie albo suszone: daktyle, figi, czy rodzynki. W poważniejszych przypadkach niedoboru krwi, można użyć ziół chińskich, albo wątroby pochodzącej z ekologicznych hodowli. Powyższe wskazówki nie wyczerpują oczywiście tematu.

1) Krew wątroby to pojęcie stosowane w medycynie chińskiej. Terminologia medyczna tutaj nie odpowiada znaczeniowo terminologii stosowanej w medycynie akademickiej (zachodniej). Podobnie termin wątroba w medycynie chińskiej odnosi się do innego (szerszego) zakresu znaczeniowego i nie jest tożsamy z terminem używanym tylko dla narządu wewnętrznego o tej nazwie w naukach medycznych zachodnich.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Wiosna a krótkowzroczność - terapię czas zacząć :)

Drodzy krótkowidze!

Czas wiosny jest właściwym momentem, aby rozpocząć starania o poprawę jakości swojego widzenia. O tym, dlaczego tak właśnie jest, przeczytacie w dzisiejszym poście.

Aby zadbać o kondycję oczu, warto pomyśleć o wątrobie. W ujęciu medycyny chińskiej jest ona powiązana energetycznie z narządem wzroku, toteż dbając o jej zdrowie, troszczymy się także o oczy. Wiosna to bardzo dobry czas, aby poświęcić naszej wątrobie nieco więcej uwagi. Jest tak dlatego, że właśnie w tej porze roku wykazuje ona swoją największą aktywność.

Czas wiosny, to czas wznowienia życia w przyrodzie. Po ciężkich, wysoce odżywczych i rozgrzewających potrawach zimowych, nadeszła pora na oczyszczenie. Najlepiej do tego celu nadają się warzywa i owoce, a także kiełki. Ilość spożytych na surowo pokarmów należy dostosować do swojej konstytucji termicznej, mając na uwadze ich wychładzające i oczyszczające działanie. Jeśli jemy na surowo, ruszajmy się. Ruch jest yang i ogrzewa nasze ciało.



Dobrze naszej wątrobie i oczom z pewnością zrobią kiełki. Jest to bardzo bogate źródło witamin, antyoksydantów, minerałów, czy enzymów. Wczesną wiosną brak tegorocznych świeżych warzyw i owoców, a na zasobne w antocyjany borówki musimy jeszcze dłużej poczekać. Proponuję zatem zabrać się za domową uprawę kiełków, która z pewnością dostarczy nam cenniejszego surowca, niż to co kupić można w sklepach. Piszę to zajadając się słodziutką, właśnie skiełkowaną soczewicą :)

Godne polecenia na czas kuracji wiosenno-ocznych wydaje mi się także zażywanie spiruliny. Dostępny w "zdrowej żywności" zielony proszek można rozpuszczać w ciepłej wodzie (co daje ciemno-zielony i dość nietypowy napój). Bardziej "wygodni" amatorzy spiruliny znajdą w sklepach również zielone pigułki, czyli spiruletki ;) Spirulina jest termicznie nieco wychładzająca, dlatego osoby nadwrażliwe na zimno mogą dodać do napoju trochę świeżego imbiru i powinny stosować ją z umiarem. Nie zapominajmy oczywiście o owocu kolcowoju, o którym pisałam w poprzednim poście.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Owoce kolcowoju, smaczny tonik dla oczu



Owoc kolcowoju chińskiego (jagody goji)

Kontynuując temat krótkowzroczności, chciałabym przybliżyć nieco pewne małe czerwone owoce, które mogą być pomocne w leczeniu dietetycznym tego problemu. Określane są one niekiedy mianem najzdrowszych owoców świata. Owoce goji  zawierają duże ilości luteiny i zeaksantyny i dlatego mają bardzo korzystny wpływ na wzrok. Z punktu widzenia medycyny chińskiej, odżywiają one yin wątroby oraz yin nerek. Mają też odżywczy wpływ na krew. Wszystko to jest istotne w terapii krótkowzroczności. Warto je spożywać regularnie w sytuacjach, gdy nasze oczy są bardziej obciążone np. w związku z wykonywanym zawodem (praca przy komputerze, czytanie itp.)

Oczywiście owoce te będą przydatne także w wielu innych problemach zdrowotnych oraz jako smaczna profilaktyka. Dlatego ogólnie warto włączyć do menu ten czerwony przysmak, najlepiej dobrej jakości. W związku z coraz to większą jego popularnością w naszym kraju, pojawiły się w sklepach owoce goji nieco gorszej jakości i z pewnością o mniejszej sile leczniczej. Niestety lepsza jakość, to także wyższa cena. Owce kolcowoju można jednak uprawiać w swoim ogródku. Wskazówki, jak to robić, można znaleźć na stronie: http://jagody-goji.blogspot.com/p/uprawa.html
Przyznam się szczerze, że sama przymierzam się do takiej uprawy :)

czwartek, 4 kwietnia 2013

Krótkowzroczność - podejście alternatywne

W ujęciu medycyny akademickiej możliwe remedia na krótkowzroczność to okulary, soczewki albo laserowa korekcja wzroku. Podejrzewam, że nic innego nie proponuje się pacjentom w gabinetach okulistycznych. Jeśli ktoś koryguje wzrok okularami, czy soczewkami, często wada pogłębia się z biegiem lat.  Ponieważ sama jestem krótkowidzem, interesuję się tematem terapii krótkowzroczności od jakiegoś czasu. Oto, jakie są moje odkrycia.

Istnieją jeszcze inne metody polepszania kondycji wzroku. Jedną z nich są ćwiczenia oczu usprawniające pracę mięśni gałki ocznej. Pionierem jest tutaj dr Bates. W księgarniach dostępne są książki na temat metody, jaką leczył swoich pacjentów. Potrzebna jest oczywiście systematyczna praca, co niestety w naszych zabieganych czasach jest dość problematyczne. Wiem to ze swojego własnego doświadczenia ;)


Obok ćwiczeń oczu, istotne znaczenie ma oczywiście dostarczanie odpowiedniej jakości pożywienia, korzystnie wpływającego na wzrok. Temat ten poruszę w kolejnych postach. Z punktu widzenia medycyny chińskiej, krótkowzroczność może być następstwem niedoboru krwi i/lub yin wątroby. Należałoby zatem zadbać o odżywienie tych aspektów za pomocą odpowiednich ziół i pokarmów.

Znam jeszcze trochę innych metod, pomocnych w terapii interesującego nas problemu. Na myśli mam różnego typu masaże terapeutyczne, czy też techniki manualne. Pomocna może być akupresura twarzy, refleksologia oraz aurikuloterapia. Przy krótkowzroczności dodatkowo zastosować można masaże górnej części pleców, szyi oraz głowy. Zaburzenia krążenia w tych rejonach (czy to krwi, czy też energii) mogą niekorzystnie wpływać na wzrok. Warto podejść do tematu całościowo i zabrać się za praktykowanie jogi albo innych form rekreacji. Kiedy jesteśmy zrelaksowani, widzimy, lepiej. Dotyczy to w szczególności rozluźnienia mięśni związanych z pracą oczu.

sobota, 30 marca 2013

Zapraszam do mojego zielnika

Receptura na opryszczkę wargową (z własnej praktyki):

melisa lekarska (łyżka), 
kwiat dziewanny (dwie łyżki),
korzeń lukrecji (płaska łyżeczka)

korzeń lukrecji zagotować, pozostałe zioła dodajemy na koniec i zaparzamy ok. 10 minut



 kwiat dziewanny

korzeń lukrecji
melisa lekarska
Herbatkę należy pić 3-4 razy dziennie. Dodatkowo można jeść czosnek, który również ma działanie przeciwwirusowe. Biorąc pod uwagę moje doświadczenie, picie tego naparu wystarcza, aby wyleczyć opryszczkę. Ewentualnie można zastosować zewnętrznie olejek z drzewa herbacianego. Taka kuracja powinna dać szybkie efekty, dwa - trzy dni i po kłopocie (oczywiście zależy to od odporności organizmu). Powodzenia!

Więcej ziołowych mieszanek na mojej stronie (w zakładce zioła): anna-bober.yolasite.com

Dietetyka Medycyny Chińskiej

Jestem specjalistką Dietetyki według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Posługuję się jednocześnie wiedzą z zakresu akademickich nauk o żywieniu.

Zalecenia  formułowane są na podstawie wywiadu oraz dostosowane do aktualnego stanu zdrowia pacjenta. Coś, co będzie leczniczo działać dla jednej osoby, może powodować pogorszenie kondycji drugiej. Nie ma jednej skutecznej i dobrej diety dla wszystkich.

Dietoterapia jest ważną częścią profilaktyki zdrowia w medycynie chińskiej, jest również nieodzowna w procesie leczenia. Pożywienie powinno być tak dobrane, aby służyło utrzymaniu równowagi energetycznej organizmu w zależności od indywidualnych potrzeb oraz wpływu czynników zewnętrznych takich jak pogoda, czy pora roku.

Zalecam stosowanie żywności nieprzetworzonej, głównie roślinnej (jest to kwestia indywidualna), sezonowej i lokalnej. Komponowanie i przygotowywanie posiłków powinno być dostosowane do konstytucji pacjenta. Wymaga to niekiedy praktycznych umiejętności, które można nabyć na odpowiednich warsztatach gotowania.

Zapraszam na dietetyczne pogawędki i konsultacje. Chętnie dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem.
więcej informacji Porady dietetyczne, Poznań

Refleksologiczny masaż twarzy


Zdrowie - Relaks - Uroda

Refleksologia twarzy i głowy jest naturalną metodą leczniczą, stworzoną i opatentowaną przez Lone Sorensen. Terapia ta polega na stymulacji stref oraz punktów na twarzy różnymi technikami manualnymi. Masaż ten pobudza pracę całego organizmu, reguluje jego funkcje oraz wyzwala naturalne procesy leczenia i gojenia.

Zabieg refleksologii jest bardzo przyjemny, uwalnia od napięć i negatywnych emocji, głęboko relaksuje. Powoduje tzw. uporządkowanie emocjonalne i przewartościowanie uczuć, co pozytywnie przekłada się na myślenie o własnym "ja" oraz relacje z innymi ludźmi.
Masaż refleksologiczny wpływa także na urodę. Poprawia napięcie skóry, sprawia, że jest ona bardziej elastyczna i sprężysta. Stymuluje lokalne krążenie krwi i limfy, a tym samym zmniejsza tendencję do opuchlizny twarzy, czy tzw. worków pod oczami. Systematyczne stosowanie zabiegów może mieć efekt przeciwzmarszczkowy.

Oddając się refleksologii twarzy korzystamy z mądrości wielu rdzennych kultur, które mają niekiedy tysiące lat tradycji. Masaż ten inspirowany jest technikami pochodzącymi od górskich plemion Indian Ameryki Południowej, tradycyjną medycyną dalekowschodnią oraz współczesną neuroanatomią.

Przy okazji zabiegu refleksologii twarzy można skorzystać z konsultacji dietetycznej.  

Więcej informacji na mojej stronie internetowej: Terapie naturalne Poznań