czwartek, 27 czerwca 2013

Rzut oka na ludzką strawę w ujęciu planetarnym :)

Egzystowanie bez korzystania z pożywienia, a nawet wody, to ciągle przywilej ludzi nie z tego świata. Nie jest to jednak nazbyt egzotyczny styl życia, aby nie można go było praktykować w samym sercu Wielkopolski. Przykładem świeci nam tutaj choćby znany ze swego pranicznego restaurowania się Joachim Verdin. Mimo zachęcającej perspektywy, nie wszystkim jest dane, by samym światłem się nasycać. Są i tacy, którym eksperymenty z niejedzeniem się nie powiodły. Sama jak dotąd nie miałam okazji oddawać się tego typu praktykom, ale z racji swej żywieniowej profesji, ciekawa jestem oczywiście takich rewelacji. 

Wracając do śmiałków, którym jednak nie udało się poprzekręcać śrubek w swej cielesnej machnie na tryb perpetum mobile (1), warto uświadomić sobie fakt, że wcale nie tak łatwo jedzeniowego balastu się nam pozbyć. Brak przyjmowania pokarmu, to narażenie się na ryzyko, że ziemskie Yin podąży do Ziemi, a niebiańskie Yang wróci, skąd przyszło. Zanim jednak nieuchronna Śmierć nas przygarnie w swe objęcia z jakichkolwiek powodów, możemy dzień po dniu podtrzymywać iskrę życia, zasilając się paliwem biologicznym, jakie Ziemia rodzi ze swojej miłości do Słońca. Jej owoce, to my i inne żyjątka, mniej lub bardziej świadome swej ziemskiej obecności.



I tak prozaiczny fakt codziennego jedzenia, urasta do rangi podstawowo-egzystencjelnej. Jeśli nie potrafimy wznieść się ponad standardy swojej przeciętnej biologiczności, dzień po dniu musimy się jadłem raczyć. Jedzenie, jako stransformowana na drodze fotosyntezy roślinnej energia świetlna, zasila nasze akumulatory - chcemy tego, czy nie. Warto zatem czemuś o tak podstawowym znaczeniu poświęć nieco uwagi, zważywszy choćby na konsekwencje przyjmowania biologicznego paliwa kiepskiej jakości dla naszego dobrostanu i życia w ogóle. 

Większość przewlekłych chorób ma u swojej podstawy "wykolejenie żywieniowe" z ewolucyjnych torów, jakie naturalnym porządkiem rzeczy, ongiś były domeną ludzkich społeczności. Pisząc o wykolejeniu, mam na myśli choćby przemysł spożywczy, który często dzieli, to co jest kompletną całością, na wprowadzające organiczną dysharmonię w ludzkie ciało, rafinowane części. Nie zawsze warto uzależniać się od farmakologii, jaką proponuje nam przeciętne lekarskie grono, które nie miało czasu zagłębiać się na swoich przeładowanych studiach, w arkana dietetyczne. Bez zastosowania prywatnej rewolucji żywieniowej, nie rozwiążemy pewnych przewlekłych problemów zdrowotnych, niepotrzebnie nękających większość społeczeństwa tzw. rozwiniętych krajów. Lista takich bolączek jest długa. Aby unaocznić nieco sprawę, nadmienię tylko, że główny "zabójca" współczesnego cywilizowanego świata, to dietozależne choroby układu krążenia - przyczyna połowy zejść ze sceny ziemskiego teatru życia (2)

Gdyby na szerszą skalę  zaczęto praktykować nawyki kulinarne polegające na przygotowaniu posiłków w domowych zaciszach, z pewnością miałoby to poważne konsekwencje dla dobrze prosperujących przemysłów spożywczych, a może i farmaceutycznych. Wspólne warzenie strawy daje szansę na powrót do mitycznego domowego ogniska, wokół którego zgromadzić się może więcej głodnych i spragnionych. Poczucie bliskości i dobre zdrowe jedzenie przygotowane z dala od przemysłowej taśmy produkcyjnej, to także lekarstwo na nasze powszechnie łamane (zawałami choćby) serca. Wspólne pożywianie się buduje więź, tworzy formy jedności między ludźmi, które wydają mi się być namiastką światła, jakim żywią się wspomniani na początku tubylcy "nie z tego świata". Wszyscy potrzebujemy takiego niematerialnego pokarmu, aby nasze ciała były zdrowe i miały się dobrze.


1) Perpetuum mobile (z łać. wiecznie ruchome) – hipotetyczna maszyna, której zasada działania, wbrew znanym prawom    fizyki, umożliwiałaby jej pracę w nieskończoność.
2) W skali globalnej choroby układu krążenia prowadzą do 1/3 liczby zgonów. Odmienne statystyki prezentują kraje rozwinięte tzw. cywilizowanego świata, gdzie śmiertelność z powodu tego rodzaju chorób jest znacznie wyższa.